Zwijam się w kłębek wełny.Stłumione myśli me nie dają mi spokoju.Zakrywam uszy mymi rękoma próbując nie słyszeć kłamstw oraz podłego śmiechu łoży szyderców. Dostrzegam mały promyk nadziei święcący tak jakby nigdy nie istniał.Dostrzegam go.Próbując dosięgnąć jego blasku coraz bardziej się pogrążam w mętliku niepewności który stworzył mi on. On wprowadził nie pokój w mym dotychczas spokojnym ciele. Chociaż wcale nie istnieje..tym sposobem stworzył chaos w mojej głowie.Myśl że nie mam osoby na której mogę się oprzeć nie daje mi spokoju.Która mnie przytuli i w swych ramionach ochroni przed resztą świata.Która wyszepcze mi cichym ale jednocześnie przeszywającym mnie na wylot słowa ,,Kocham cię". Której będę wierzyć.Która nie pozwoli mnie skrzywdzić.Która obdarzy mnie pocałunkiem śmierci.Jej ręką powierzę swe życie.Chce jedynie poczuć się bezpiecznie razem z nią i mieć świadomość że choć przez chwilę jestem szczęśliwa.Zaznać empatii do niej i odczuwać radość z błahych rzeczy.Dzielić z nią wspomnienia..uczucia..duszę..Tylko tego chce doznać.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz